poniedziałek, 27 października 2008


No i jednak zaniedbuję :) Ale nic to. Jestem zmęczona, a w weekend szykuje się nam wyjazd dość daleko. Powoli zaczynam odczuwać skutki jesieni, czyli przede wszystkim przejmujące zimno (w domu, bo na zewnątrz przeważnie szybko się rozgrzewam) i "reumatyzm" :)
A zmęczona jestem przede wszystkim psychicznie - powtarzającymi się myślami, sytuacjami, emocjami, zmartwieniami. Myśleniem o kotach i wątpliwościami z nimi związanymi... Przy okazji czytającym tego bloga (a chyba czasem komuś zdarza się zajrzeć) chciałam zareklamować pewnego kotka o imieniu Pumcio. Pumcio jest malutki i pilnie szuka domu. Ma do towarzystwa sporo innych kotków, które również domów szukają, do wyboru, do... może nie koloru (bo większość jest czarna i czarno-biała), ale "do wieku i płci". Są małe, średnie i duże, kotki i kocurki. Wszystkie u tych samych osób, które wzięły naszą Dorotkę.

niedziela, 19 października 2008


Byliśmy dziś w miejscowości Hradec nad Ostravici i w Opavie, pozwiedzaliśmy trochę, między innymi zamek. Było zimno, ale jeszcze słonecznie i trochę kolorowo, choć wiele drzew straciło liście. Idąc na dworzec w Hradcu dostrzegliśmy na drzewie przy budce parę ślicznych kowalików :) Były bardzo zajęte wydziubywaniem czegoś z kory, ale udało się zrobić kilka fotek.
A rano pomiziałam kotka... czarny jest taki słodki, tańczy i wije się jak dżdżownica :) Krówek niesmiały, można go pogłaskać przy jedzeniu, ale inaczej nie podejdzie. Oczy ma takie piękne...
Nie wiem, zupełnie nie wiem, co robić, jak znaleźć im dom, jak zabezpieczyć przed jakimś nieszczęściem. Musi być jakiś sposób... na pewno jest. Tylko jak go znaleźć?

środa, 15 października 2008

powoli, bardzo powoli...


Zastanawiam się, czemu tak często moje działania przynoszą takie powolne i mizerne skutki. Może nie jestem dość cierpliwa? To co dla innych jest celem małym, dla mnie jest wielkim. No cóż, pewnie takie skutki, jaki rozmach w działaniu ;)
Wystawiłam bazarek dla kotów na forum miau, może ktoś z czytających się skusi :)

poniedziałek, 13 października 2008

Koty po raz kolejny...


Moja bezradność wzrasta, poczucie winy również. Czuję, że zaznajomieni ze sprawą ludzie nie mogą zrozumieć, czemu ja tych kotów nie wezmę. Już zaczęłam się łamać i myśleć, że może wzięłabym czarnego, ale przecież nie tylko ode mnie to zależy, nie jestem sama. Główny problem to dla mnie fakt, że nie miałabym z kim go zostawiać pod naszą nieobecność. Drugi kłopot to brak kasy na szczepienia, kastrację, karmę i inne być może potrzebne zabiegi medyczne. Po prostu nie stać mnie na kota :(
Wbrew pozorom fakt, że te koty mam "pod nosem" wcale nie ułatwia sprawy, bo nie można ich tak po prostu wziąć na ręce i przynieść. Nawet bardzo oswojony kot może w sytuacji przymusu mocno podrapać, a co dopiero dzikusek. Musiałabym mieć coś dla niego, w co mogłabym go wpakować. No i w domu kuwetę, żwirek, itp.
Na razie planuję ich odrobaczenie, A. i T. mają mi dać trochę środka przeznaczonego do tego celu. Może się uda.
Tutaj jest ich wątek. Gdyby ktoś z czytających marzył o kocie... to te kotki na pewno będą wdzięcznymi towarzyszami.

środa, 8 października 2008

Samosy - pierogi indyjskie


Blog miał być o kuchni i zdrowiu, a staje się blogiem o kotach :) Dla odmiany więc coś o dzisiejszych samosach - moim debiucie. Przepis trochę zmodyfikowany i na oko.

Składniki:

ciasto
mąka pszenna razowa i zwykła - pół na pół
jogurt naturalny - kubek 200 ml
masło
sól

nadzienie
brokuł
ziemniaki
marchewka
groszek zielony
olej
kminek mielony
kurkuma
sól
mielona ostra papryka

Mąkę, masło, jogurt (prawie cały) i sól zagnieść tak, aby ciasto było miękkie jak plastelina i gładkie.
Pokrojone w kostkę warzywa wrzucić na rozgrzany olej (ok. 2 łyżek) i smażyć, potem można dodać trochę wody i mieszać aż wszystko zmięknie. Przyprawić, na koniec dodać resztę jogurtu i dokładnie wymieszać.
Z ciasta formować kuleczki wielkości orzecha włoskiego i rozwałkowywać (ja rozgniatałam w dłoniach) na krążki, na krążek nakładać nadzienie i zalepiać drugim, dokładnie skleić brzegi.
Na koniec pierożki układać w nagrzanym piekarniku na papierze do pieczenia lub blaszce. W oryginalnym przepisie samosy się smaży, ale ten sposób jest zdrowszy i trochę mniej kaloryczny.

Do samosów przygotowałam szybki i prosty "sos" z zielonej soczewicy. Soczewicę ugotowałam z liśćmi laurowymi i nie odlewając nadmiaru wody dodałam parę łyżeczek koncentratu pomidorowego, sól, pieprz i posiekaną zieloną pietruszkę, potem jeszcze zagotowałam przez chwilę.

Smacznego :)

Wariatkowo


Człowiek trochę traci nie znając sąsiadów, np. nie docierają do niego miejscowe plotki. Choć może wolałabym jednak nie wiedzieć, czy już pół osiedla mówi o pewnej wariatce, która biega po parkingu i woła "kici kici" 5 razy dziennie. Żeby jeszcze to wołanie przynosiło efekt :(
Odrobinę wciągnęło mnie forum miau, wystawiłam na nim nawet bazarek z paroma swoimi wyrobami dla pewnych kociąt... oby się sprzedały, a pieniądze zasilą konto osoby, która się nimi opiekuje z wielkim poświęceniem. Muszę napisać, że jestem pod wielkim wrażeniem osób, które niemal całe swoje życie poświęcają ratowaniu biednych zwierzaków. Szacunek dla zwierząt w Polsce to kwestia mało znana, myślę, że ludzie, dzięki którym psy, koty, króliki i inne stworzenia lądują na ulicy lub w schroniskach, powinni za to odpowiadać materialnie. To niedopuszczalne, żeby ktoś oddawał zwierzę, bo mu się znudziło i nie ponosił za to żadnej odpowiedzialności. Jeśli sumienie pozwala ludziom na takie postępowanie to przynajmniej prawo nie powinno.
To wszystko jest bardzo, bardzo smutne dla mnie...

niedziela, 5 października 2008

Słonecznie


Tęsknota za latem wciąż we mnie trwa, choć już prawie pogodziłam się z faktem, że to już jesień i jakoś trzeba przetrwać pół roku (!) do następnej wiosny. Słoneczne dni pomagają. Dziś był taki właśnie dzień. Drzewa są już kolorowe, żółte, czerwone, kasztany spadają, liście niestety również.
"Nasze" koty widujemy coraz rzadziej, za to dziś idąc przez osiedle spotkaliśmy aż 4 inne, dorosłe :) Jeden nawet został uwieczniony na fotce, wygrzewał się na słońcu pod ścianą bloku.
Dostałam dziś informację, że Dorotka wypełzła ze swojej budki, w której cały czas się chowała i - o dziwo - zaczęła nawet głośno mruczeć :) Może to zadziałały krople Bacha, które dla niej dałam, a może po prostu czas i kocio-ludzkie towarzystwo. Oby tak dalej w każdym razie :)

sobota, 4 października 2008

Bez tytułu


Miałam zamiar nie poruszać na blogu spraw osobistych, bo miał to być blog, powiedzmy, "ekologiczny". Bez marudzenia, narzekania, bez żalów. Nie będę się wgłębiać w swoje prywatne sprawy, powiem tylko, że jest mi ciężko, smutno, nie wiem, jak przetrawić pewne sprawy, na które nie mam raczej wpływu. Budzi się we mnie gorycz, a nie chcę być zgorzkniała. Nie umiem tego z siebie wyrzucić, wyrzucić skutecznie i trwale. OK, to koniec tego tematu może... aby nie wiało zbytnio pesymizmem. Filozoficzne podejście do życia pomaga, ale trzeba na to czasu. Złe uczucia w końcu mijają, choć też lubią wracać...
Dziś pojawiły się "nasze" koty, tyle że jakieś bardzo wystraszone. Zostały nakarmione, w każdym razie przynajmniej brzuszki mają pełne. U Dorotki bez zmian, długo trwa to przyzwyczajanie się do ludzi.

piątek, 3 października 2008

Trudne dni...


Postanowiłam, że nie zaniedbam tego bloga, choć wiem, że przyjdą dni, w których nic a nic nie będzie mi się chciało pisać. Czasem bowiem czuję się tak przytłoczona rozmaitymi "okolicznościami" osobistymi, rodzinnymi itp., że trudno mi się na czymś skupić, czymś zająć. Owszem, czasem to właśnie zajęcie się pomaga. A czasami trzeba się po prostu zmusić, by coś zrobić, tak jak dziś.
Nasi podopieczni (kotki) od 2 dni się nie pokazują i nie wiemy, czy gdzieś się chowają, czy też coś im się stało. Trochę mnie to martwi. Ale mam nadzieję, że wkrótce się pojawią. Ich dalszy los jest jednak wciąż niepewny, jak dotąd nie znalazł się nikt, kto chciałby je wziąć. Dorotka nadal mieszka w domku tymczasowym, bardzo się boi ludzi, choć poza tym ma się dobrze. Zjada grzecznie karmę, która jej kupiliśmy i uwielbia pić tłustą śmietankę. Jest już zaszczepiona i odrobaczona, teraz tylko musi się oswoić i niedługo mogłaby już iść do nowego domu... o ile taki się znajdzie. Mam nadzieję, że tak, bo jest naprawdę ślicznym kotkiem.

środa, 1 października 2008

Piernik owsiany dla doświadczonych i wytrzymałych :)

Na początek w skrócie wyjaśnię tytuł - ponieważ przepisy tu zamieszczone są moimi własnymi (prawa autorskie zastrzeżone :)), to proporcje podawane są raczej "na oko", czyli jeśli ktoś ma doświadczenie w gotowaniu to bez trudu da sobie radę z ustaleniem ilości składników, doborem przypraw itp. Ale jeśli ktoś dopiero zaczyna kulinarną przygodę to zalecam ostrożność :)

Wracając do piernika to przepis wygląda mniej więcej tak:

Składniki:

2 szklanki płatków owsianych (np. górskich)
pół szklanki mąki pszennej zwykłej lub razowej (niekoniecznie)
kilka łyżek słodu, miodu, można dodać też ksylitol lub w ostateczności zwykły cukier
szklanka mleka sojowego (ja używam sproszkowanego zmieszanego z wodą)
kilka łyżek oleju, np. słonecznikowego
łyżeczka sody oczyszczonej lub proszek do pieczenia w ilości podanej przez producenta
przyprawa do piernika w proszku
2 banany, ewentualnie bakalie, np. orzechy włoskie, rodzynki

Płatki owsiane można zmielić na sucho i połączyć z resztą składników lub połączyć w całości i dokładnie zmiksować. Banany pokroić w plasterki i zmieszać z ciastem, część zostawić do dekoracji. Ciasto wylać do wysmarowanej tłuszczem i wysypanej bułką tartą foremki - nie powinno być zbyt grube. Na wierzchu ułożyć resztę banana i lekko wepchnąć plasterki do środka. Piec w średnio nagrzanym piekarniku i co jakiś czas sprawdzać patyczkiem, czy już gotowe.

Na koniec uprzedzam - czasem wychodzi mi zakalec :)

Do ciasta robię też czasami polewę kakaową - mleko sojowe i kakao gotuję z niewielką ilością agaru, czasem dosładzam, a potem wylewam na ostudzone ciasto.

Smacznego :)