poniedziałek, 18 lutego 2013

Roślinne źródła wapnia


Wapń kojarzy się powszechnie z mocnymi kośćmi i zębami. Ale nie jest to jego jedyna rola. Jedną z ważniejszych funkcji jest bowiem udział w kurczeniu i rozkurczaniu mięśni. Ma również swoją rolę w krzepnięciu krwi, przewodzeniu impulsów nerwowych, aktywowaniu enzymów. Jeżeli źle się odżywiamy i mocno zakwaszamy organizm, pobiera on wapń z kości, aby przywrócić równowagę kwasowo-zasadową, a to zdecydowanie nie służy naszym kościom.
Gdzie, poza najpowszechniej kojarzącym się mlekiem, znajdziemy wapń? Wbrew pozorom jest wiele takich produktów, niektóre z nich zawarłam w tabeli poniżej. Podczas zbierania danych natrafiłam na wiele rozbieżności, stąd wartości "od do". Trzeba również pamiętać, że oprócz zawartości ważna jest przyswajalność, a ta nie będzie dobra przy niedoborze witaminy D. Także spożywanie niezmielonych ziaren sprawi, że przejdą one przez przewód pokarmowy w stanie praktycznie nienaruszonym i nie dostarczą nam tego cennego składnika. Mała uwaga na temat sezamu - bardziej wartościowy jest sezam niełuskany, stąd tak duża różnica.
Dzienne zapotrzebowanie na wapń to ok. 1000 mg, zwiększa się ono w okresie wzrostu, a także np. w ciąży.
Alternatywna tabela w ciekawym artykule.

Roślinne źródła wapnia mg/100 g
sezam 60-1500
mak 1400
brokuły 40-110
figi suszone 70-160
soja 190-260
czosnek 180
jarmuż 205-230
szpinak 150
migdały 270
liście mniszka 170
kapusta 40

piątek, 1 lutego 2013

Idzie wiosna


A wraz z nią pragnienie schudnięcia. Właściwie nie liczę już na swoją powściągliwość w jedzeniu, ale wciąż mam nadzieję, że kiedyś uda mi się wypracować jakiś kompromis pomiędzy chęcią jedzenia, miłością do niego, a chęcią utrzymania akceptowalnej wagi. A ponieważ teraz moja waga osiągnęła już apogeum, poziom, którego jak dotąd na wadze nie widziałam, zaczęłam się poważnie obawiać, że wkrótce dołączę do grona osób z "kliniczną" nadwagą - obecnie brakuje mi 1-2 kilogramy. Myśl o ciągłej kontroli przyprawia mnie o dreszcze - 3 lata temu udało mi się w 4 czy 5 miesięcy schudnąć ok. 8 kg, bardzo powoli i ostrożnie, ale o ile nie można powiedzieć, żebym głodowała, to już na pewno było to spore obciążenie psychiczne. Początkowo waga się trzymała, potem wzrosła troszkę, potem jeszcze troszkę, po 2 latach wróciła do punktu wyjścia, aby tej zimy przekroczyć ten punkt - zima od kilku lat bywa dla mnie zgubna, zwłaszcza że bardzo kiepsko działa na mnie od strony psychicznej.
No i tak kombinuję, co z tym zrobić i nie bardzo wiem, jak to ugryźć - to znaczy oczywiście wszystko wiem w teorii, gorzej z realizacją. O tak, wiem, że wiele osób chudnie dzięki swej determinacji dużo, a często też szybko, tylko co się dzieje potem? Ile z nich utrzymuje te rezultaty? Ja niestety nie należę do tych odżywiających się sałatą i marchewką i w głowie mi się nie mieści, jak można nie móc "wyrobić normy" kalorycznej. Głupia kromka chleba z masłem i dodatkami ma pewnie ze 200 kalorii (lub więcej). O kotletach z kaszą na obiad nie wspominając, do tego ciasteczko na obiad, garść migdałów, garść rodzynek, jeszcze ze 2 kanapki, łyżeczka cukru do kawy i robi się 2000. No więc jak wspomniałam kombinuję, kombinuję, może coś się uda, a może nie (dla odmiany w zeszłym roku nawet drastyczne ograniczenia nie dawały efektu i się zniechęciłam). Na razie próbuję nie popłynąć wieczorami - bo to jeden z moich problemów, zwłaszcza że jestem zwierzęciem nocnym (a dzięki kotu nocnym coraz bardziej). Przeczytawszy Filozofię kaizen wpadłam na jeden mały pomysł - codziennie obniżam o minutę porę, o której mogę zjeść ostatnią przekąskę - zaczęłam od 23:00, dziś już byłam przy 22:48, chociaż prawdę mówiąc zapomniałam i po jabłku ok. 21:00 już nic nie jadłam. Jestem ciekawa, czy uda mi się tego trzymać i czy rzeczywiście takie delikatne przechytrzanie mózgu coś daje. Wiem, że zaaplikowanie sobie ascezy pt. "zero słodyczy, zero chleba, zero makaronu, zero ziemniaków" powoduje u mnie panikę i poczucie, że na pewno nie utrzymam tego reżimu. No więc może uda się przynajmniej oduczyć wieczornego podjadania...
Czas pokaże. Miałam się wcześniej położyć i jak zwykle siedzę, choć jest już 23:35, a czekają na mnie przy łóżku 2 książki już zaczęte, oraz Latarnik i Fabrykantka aniołków, które mnie kuszą straszliwie, ale chyba najpierw muszę dokończyć tamte.
Dobrej nocy więc. Byle do wiosny.