czwartek, 8 sierpnia 2013

Upalny dzień w Koszycach

Tym razem parę słów o wycieczce do Koszyc na Słowacji, w kontekście wegetarianizmu oczywiście także. Tak się bowiem składa, że właśnie tam powstała najstarsza (bo założona w 1990 r.) w... Czechosłowacji restauracja wegetariańska Ajvega. Nie wiem, jak to wyglądało kiedyś, ale teraz część jest wydzielona dla wielbicieli tradycyjnych (czyli mięsnych) potraw. My tej części nie odwiedziliśmy, więc się nie wypowiem.
Z zewnątrz wygląda to tak:

Wybaczcie słabą jakość zdjęć, ale akurat słońce jakoś dziwnie się odbiło. Dzień był wyjątkowo upalny i słoneczny, gdy wracaliśmy, termometr w pociągu pokazywał 40 stopni, co prawda pociąg klimatyzowany, ale przy wyjściu na peron mieliśmy wrażenie, że wchodzimy do piekarnika.
W samych Koszycach najpierw pozwiedzaliśmy. I tu parę fotek, może kogoś zaciekawią:



Śpiewająca fontanna - wypuszcza wodę w rytm muzyki


Kolejna fontanna, ze znakami zodiaku
Uliczka Rzemieślników, a na niej:



Jest jeszcze więzienie na odpowiedniej uliczce, a w nim muzeum:


Potem poszliśmy jeść. Wnętrze okazało się bardzo przyjemne (przyznam, że trochę się obawiałam, bo na Słowacji różnie bywa):
Menu na ten dzień wyglądało tak:
Utorok
Polievka:
Kapustová  (polievka v cene)
Hlavné jedlo
1.Bolonské špagety obl
2,90 €
2.Guľky v tekvicovom príva.knedle
3,10 €
3.Brokolicový karbonátok,zem.kaša.obl.
3,50 €
4.Tanier Greenpeace,op.zemiaky,obl.
3,90 €
5. Zeleninová TENPURA zelenin šalát bylink.om
3,90 €
Wybraliśmy nr 2 (za 3,10 €) i 5 (za 3,90 €), do tego była zupa - po prostu kapuśniak, dobry, ale ja zrezygnowałam, bo nie chciałam się jeszcze rozgrzewać w tak ciepły dzień.
A nasze talerze wyglądały tak:

Tekvica to po słowacku dynia, lecz przypuszczam, że tu chodziło o jakąś cukinię czy kabaczka, w końcu to też dyniowate. To coś pływało w sosie do knedli. Mój talerz był bardziej zielony, mam tylko zastrzeżenie do sałaty, która po jednej stronie nie była pierwszej świeżości. Poza daniami z codziennego menu można było zamówić też coś z karty, ale na ten temat się nie wypowiem, bo nawet jej nie obejrzeliśmy. W każdym razie widziałam, że ktoś dostał pizzę, więc zapewne kuchnia gotowała pełną parą ;)
W Koszycach istnieje też restauracja Govinda, jednak chwilowo jest nieczynna z powodu remontu i urlopu. Tak więc została nam Ajvega, co mnie cieszy, bo zawsze jest wygodniej znaleźć coś naprawdę wegetariańskiego, niż szukać jakiejś nie zawsze smacznej pizzy. Zerknęłam na menu paru knajp azjatyckich - do dostania było tofu z warzywami, tofu z sosie pomidorowym czy też smażony kalafior. Nie bywam w takich miejscach, więc nie wiem, jak to wygląda od środka, czego się spodziewać, może kiedyś będzie okazja sprawdzić.
Dziwnym trafem dwa razy odwiedziliśmy Tesco - raz w Koszycach, a raz w Żylinie, głównie w poszukiwaniu napojów. Rozejrzałam się za typowo wegetariańskim czy wręcz wegańskimi produktami, ale w pośpiechu dostrzegłam tylko kilka rodzajów tofu. Za to nabyliśmy moje ulubione ciasteczka Princezky - nie jest to jakiś wyjątkowy produkt, nie są wegańskie, ale w przeciwieństwie do czeskich słodyczy, które wydają mi się mdłe, bardzo je lubię. Wyglądają tak:
Są kawowe, więc muszę lubić, po prostu muszę :)
No i to już wszystkie wieści z Koszyc, słynnego osiedla Lunik IX, gdzie kierowcy autobusów dostają dopłatę do pensji za to, że ponoszą ryzyko, "niestety" nie odwiedziliśmy. Z okna pociągu widać za to było wystarczająco wiele slamsów.


6 komentarzy:

  1. ładnie... i zrobiłam się głodna ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jestem zawsze :P
    Przesunęły mi się jakoś te zdjęcia, ale próby poprawienia jeszcze bardziej psują, nie lubi mnie ten Blogger...

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze jak oglądam takie zdjęcia wege knajp z innych krajów ciśnie mi się na usta jęk: dlaczego? Dlaczego o n i mogą, a my nie?

    OdpowiedzUsuń
  4. My chyba też możemy, ale tylko w największych miastach :P Na Słowacji jest z tym zresztą słabo, w Czechach lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  5. W Ol. jest tylko Green Way, który "psuje się" z roku na rok, zatłoczony niemożebnie, pewnie dlatego. Ale np. wegańskiej restauracji raczej nie widzę w naszym mieście, gdzie kawę z mlekiem sojowym można kupić w 1 miejscu (może w innych też, ale nie znam). W każdym razie w największym chyba w Polsce kampusie uniwersyteckim, w największej kawiarni przy bibliotece głównej - nie wiedzą o co cho, jak zapytasz.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmm, co do kawy, to ja się nie za bardzo orientuję, choćby dlatego że piję czarną, no i nie jestem weganką. Ale nie spotkałam się z mlekiem sojowym do kawy w Czechach, przynajmniej nie w menu.

    OdpowiedzUsuń

Tutaj możesz pozostawić ślad swojej wizyty. Zapraszam!