
Moja bezradność wzrasta, poczucie winy również. Czuję, że zaznajomieni ze sprawą ludzie nie mogą zrozumieć, czemu ja tych kotów nie wezmę. Już zaczęłam się łamać i myśleć, że może wzięłabym czarnego, ale przecież nie tylko ode mnie to zależy, nie jestem sama. Główny problem to dla mnie fakt, że nie miałabym z kim go zostawiać pod naszą nieobecność. Drugi kłopot to brak kasy na szczepienia, kastrację, karmę i inne być może potrzebne zabiegi medyczne. Po prostu nie stać mnie na kota :(
Wbrew pozorom fakt, że te koty mam "pod nosem" wcale nie ułatwia sprawy, bo nie można ich tak po prostu wziąć na ręce i przynieść. Nawet bardzo oswojony kot może w sytuacji przymusu mocno podrapać, a co dopiero dzikusek. Musiałabym mieć coś dla niego, w co mogłabym go wpakować. No i w domu kuwetę, żwirek, itp.
Na razie planuję ich odrobaczenie, A. i T. mają mi dać trochę środka przeznaczonego do tego celu. Może się uda.
Tutaj jest ich wątek. Gdyby ktoś z czytających marzył o kocie... to te kotki na pewno będą wdzięcznymi towarzyszami.
Ech, żałuję, że nie mogę pomóc w znalezieniu domu kociakom :(
OdpowiedzUsuń